Imperium Graecorum

O Bizancjum w okresie ostatnich stu lat, „udało się” wytworzyć mnogość nieprzychylnych opinii i powiedzonek wykorzystywanych do dziś. „Być może najbardziej bezpośredni wyraz znalazła negatywna reputacja Bizancjum w słowach dziewiętnastowiecznego irlandzkiego historyka Williama Lecky’ego, który […] oświadczył: Co do cesarstwa bizantyjskiego, powszechny werdykt historii brzmi, iż stanowi ono, bez choćby jednego wyjątku, najbardziej podłą i nikczemną formę, jaką dotychczas przyjęła cywilizacja. Nie było żadnej innej trwałej cywilizacji tak całkowicie pozbawionej wszelkich form i elementów wielkości, ani żadnej, do której tak dobitnie stosowałby się epitet „nędza” […] Dzieje tego imperium stanowią monotonny ciąg intryg księży, eunuchów i kobiet, trucicielstwa, spisków, niezmiennej niewdzięczności”[1].

Ta opinia niestety wbrew historii Bizancjum, nie należy do odosobnionych, ale można by ją wygłosić wobec większości wspólnot politycznych, o ile nie wszystkich. Marność i wielkość w jednym stoją szeregu obok heroizmu i zdrady, czynów nikczemnych i wiecznych cnót. Co odróżnia barbarzyńców od kultur cywilizowanych? Niewątpliwe opinia płynąca z przeżywania swej identitas wobec tego, co zewnętrzne, tym bardziej kiedy jest ona podkreślona ubóstwem duchowym, prymitywną kulturą i nędzą materialną. Kultury wielkie promieniują poza swój czas i terytorium, stając się źródłem inspiracji dla innych światów, częstokroć barbarzyńskich właśnie. Sprawczość ducha i myśli stawia te kultury i byty polityczne ponad resztę, jeżeli stały się punktem odniesienia dla innych, dla obcych. To twórcze diamenty, nieroztarte na proch zapomnienia jakie z siebie wydały owe kultury cywilizowane, są świadectwem i różnicą pomiędzy tym, co barbarzyńskie, i są poza czasem doczesności.

Dzieje się tak nawet wówczas, kiedy wiatr historii zdmuchnął je z osi dziejów. Z drugiej strony od lat są dostępne pozycje, które za swój główny cel obrały wyjaśnienie, dlaczego bogactwo, dobrobyt, nie występują równomiernie we wszystkich krainach na ziemi. Na ogół tego wyjaśnienia podejmują się ekonomiści. W 2014 roku na polskim rynku czytelniczym pojawiła się pozycja pod patronatem Instytutu Sobieskiego autorów Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona, która zyskała sporą popularność, wywołując wiele przeróżnych dyskusji. Obaj ekonomiści reprezentują obecnie dominujący wolnorynkowy nurt w tej dziedzinie. W swej pracy „Dlaczego narody przegrywają. Źródła władzy, pomyślności i ubóstwa” z dopiskiem na okładce „Książka, która zmieni wasze spojrzenie na świat i sposób jego rozumienia”, stawiają i zarazem próbują udowodnić między innymi taką oto tezę: „Historia pokazuje, że nie ma żadnego prostego i trwałego związku między klimatem czy i innymi czynnikami geograficznymi a sukcesami gospodarczymi. Nie jest na przykład prawdą, że tropiki zawsze były biedniejsze od stref klimatu umiarkowanego. […], gdy Kolumb podbijał Ameryki, na terenach na południe od zwrotnika Koziorożca, gdzie dziś znajdują się Meksyk, Ameryka Środkowa, Peru i Boliwia, funkcjonowały bogate cywilizacje Azteków i Inków. Były to królestwa z rozszerzoną władzą centralną, która chroniła poddanych przed głodem. Aztekowie mieli pieniądze i pismo, a Inkowie którzy tych instytucji nie znali, utrwalili mnóstwo informacji na sznurach z węzłami zwanych kipu”[2]. Kłopot z tą argumentacją polega na tym, co jest z czym lub do czego porównywane.

Jeżeli porównanie odnosi się wyłącznie do plemion zamieszkujących północną Amerykę i Amazonię można by przyjąć takie wnioski. Jednak w świetle historii tego regionu rodzą się wątpliwości. W XIV wieku przed Chr. pojawiła się w Ameryce Środkowej pierwsza cywilizacja Omaleków. Trzy tysiące lat później, w XV wieku po Chr. Cortez ląduje w Ameryce Środkowej i odkrywa kulturę Azteków, która w świetle zachowanych źródeł i wykopalisk archeologicznych, w ciągu tego okresu, nie czyni od czasów Omaleków istotnych postępów cywilizacyjnych. Natomiast, jeżeli nie będziemy uciekali od chronologii tak istotnej w historii to wówczas należy dostrzec, że przywołany przykład dotyczy spotkania się dwóch skrajnych epok historycznych. Nowożytna kultura żelaza, a raczej stali, spotyka się z kulturą na poziomie bardzo wczesnej epoki brązu. To tak, jakby Hiszpanie spotkali Sumerów w pierwszym okresie ich rozwoju.

Na tym więc polega waga tego przykładu. Dlaczego Europejczycy w swym rozwoju o całe długie epoki wyprzedzają Azteków, wszak istotą przeprowadzanego badania jest światowa nierówność bogactwa ze współczesnej linii czasu? Jakie więc znaczenie ma porównywanie Azteków, Pueblosów i np. Apaczów między sobą? Jakim więc sposobem zapóźnieni o przeszło pięćset lat Słowianie, są w stanie nadrobić zaległości względem wczesnośredniowiecznych monarchii Zachodniej Europy, a nawet Bizancjum, gdy tymczasem w Ameryce takie zjawisko nie zachodzi, a Indie i Chiny do XVIII wieku po Chr. swym bogactwem dorównują Europie?

Następną znaną powszechnie, a zarazem szokującą historią jest podbicie państwa Azteków przez garstkę ludzi. W tym kontraście jasno widać, jak kultura polityczna przybyszów, dodajmy odważnych awanturników, prywatnej wyprawy po „złote runo”, jest w stanie zniszczyć rozwiniętą kulturę polityczną, ale z innej epoki. Tej walki Hiszpanie nie wygrali za sprawą własnej siły militarnej, ale stosując skuteczną politykę wygrywania jednych przeciw drugim i to nie znając miejscowych stosunków politycznych. Teza ta broni się jedynie w zakresie porównania miejscowego, ale istotą tej opowieści jest fakt, że to Kolumb odkrył Amerykę, a nie Aztekowie odkryli Europę. Tym bardziej, że w Ameryce Północnej, tamtejsi mieszkańcy potrafili zniszczyć pierwsze osady europejskich osadników, a reprezentowali w stosunku do Azteków kulturę zdecydowanie mniej zawansowaną. Kulturę łowiecko-zbieracką, opierającą się na narzędziach z kamienia i kości zwierząt, niepotrafiący wytwarzać najprostszych naczyń z gliny. Dlatego trudno jest kulturę Indian północnoamerykańskich zaliczyć do kultur zawansowanych, przy całym szacunku do tej społeczności. Kultura Czarnogłowych była zapalnikiem dla całego regionu, stała się cywilizacją, gdyż trwała ponad tysiąc lat i każda następna cywilizacja lub kultura, jaka się po niej pojawiała, stwarzała następną, zmieniając ludy barbarzyńskie osiadłe w Mezopotamii. Stąd mamy cywilizację Międzyrzecza, na którą składa się wiele wysoko zawansowanych kultur, jak np. babilońska, chaldejska, asyryjska czy Medów. Największym i nieporównywalnym zaś wydarzeniem, o skutkach idących przez całe epoki historyczne po czas obecny, było wyjście Abrahama z Ur. Co wspólnego ma z tym ekonomia?

Natomiast warunki geograficzne, w tym klimat, co zostało już wyżej przedstawione, mają istotne, ale niedeterministyczne znaczenie dla momentu początkowego, dla pierwotnej indukcji. W delcie rzek Mezopotamii warunki klimatyczne dalekie były i są od optymalnych, a jednak to tu historia ruszyła z miejsca. Tu jest miejsce, w którym niesprzyjający klimat zderza się z charakterem rzek Mezopotamii. Inne pytanie wobec warunków klimatycznych przywołuje Afryka, czyż nie te ograniczenia w dużej mierze uczyniły, z niej terra incognita, łupem dla przybyszy z innych kontynentów? Czyż nie przez właśnie warunki klimatyczne rozwój tego kontynentu, pomimo instalacji rozwiniętych instytucji europejskich był powierzchowny, ekstensywny, a metody implementacji na zasadzie „kopiuj – wklej”, poza nielicznymi wyjątkami, kończyły się fiaskiem?

Inna teza, jaką autorzy podważają, dotyczy wpływu kultury na rozwój i bogactwo: „Czy hipoteza kulturowa jest pomocna w zrozumieniu światowych nierówności? Tak i nie. Tak, gdyż związane z kulturą normy społeczne są ważne i często niełatwo je zmienić, a do tego wielokrotnie podtrzymują odmienności instytucjonalnej, które ukazuje się w tej książce jako przyczynę różnic występujących na świecie. Przeważnie jednak nie, gdyż najczęściej eksponowane w tej hipotezie aspekty kultury – religie, etyki narodowe, wartości afrykańskie czy latynoskie – nie tłumaczą, jak znaleźliśmy się w tej sytuacji i dlaczego nierówności światowe są tak trwałe. Inne aspekty, takie jak stopień zaufania między ludźmi czy zdolności do współpracy, odgrywają nader istotną rolę, ale zazwyczaj są rezultatem działania instytucji, a nie czynnikami niezależnymi. […] Kiedy spojrzymy dalej na wschód, zobaczymy że żaden z wielkich sukcesów gospodarczych Azji Wschodniej nie został osiągnięty dzięki religii chrześcijańskiej, nie ma więc raczej przekonujących argumentów, że wystąpiła tam szczególna zależność między protestantyzmem a sukcesem gospodarczym” [3]. Zapamiętajmy tę tezę, gdyż w następnych fragmentach również znajdą się w stosunku do niej ważkie odniesienia.

Sprowadzenie kultury do zakresu jedynie nauk społecznych, w głównej mierze do ekonomii i socjologii jest zbyt dużym uproszczeniem, a zarazem nieuzasadnionym redukcjonizmem. W sposobie sformułowania powyższej tezy, w której pociągnięcie w jednym zdaniu, zaczynając od norm i przechodząc do kategorii wagi najcięższej jak religia, od razu można zauważyć jedynie przedmiotowe i rzeczowe pojmowanie tych kategorii, a wprowadzenie podziału na następne rozróżnienia robią wrażenie ich równości i wymienności. Tymczasem zachodzą między nimi wzajemne relacje, które są względem siebie indukcyjne, w związku z czym cyrkulacyjne.

Można rzec, że występują one wyłącznie w układzie dynamicznym, czyli są ruchem, wiatrem historii. W związku z powyższym, teza ta jest co najmniej niepełna. Ucieka od cyrkulacji indukcyjnej, która napędza ów wiatr historii, a usadowionej w transcendencji i polityczności zarazem – Jedni, będącej źródłem wszystkich bytów. Lecz Jednia nie bierze się ani z materii, ani z ekonomii. Ma za to wiele wspólnego z i transcendencją i kosmosem, w których ujawnia się światło świadomości ludzkiej wspólnoty. Jednym z najlepszych „laboratoriów dziejów”, w których można uchwycić transcendencję, jej wpływ na kulturę, jej związek z politycznością i biznesem, bogactwem narodów, jest niewątpliwie historia Bizancjum trwająca w formie organizacji politycznej ponad tysiąc lat, a w zakresie kultury obecna i żywa do dziś, choć znajdująca się na peryferiach historii współczesności. Imperium Graecorum należy do dziejów z perspektywy politycznej zamkniętych, z ideowej nadal otwartych, a zarazem na tyle bliskiej i stosunkowo łatwiejszej do zrozumienia dla człowieka pochodzącego z kręgu kultury łacińskiej – postzachodniej, atlantyckiej, niż Chiny, czy Indie. Tymczasem „…nigdy nie było ludzi nazywających siebie Bizantyjczykami. Uważali się oni za Rzymian. Ich państwo było jedynym prawnie uzasadnionym i jedynie ważnym państwem na świecie: Imperium Rzymskim.

Słowo „bizantyński” jako określnie Cesarstwa Wschodniorzymskiego i jego mieszkańców zostało po raz pierwszy użyte przez Hieronima Wolfa w 1557 r., w opublikowanej kolekcji źródeł Corpus Historiae Byzantinae. Termin ten był stosowany w siedemnastowiecznej nauce francuskiej, często używał go również Edward Gibbon w swoim dziele History of the Decline and Fall of the Roma Empire.[4]  W historii Bizancjum, jedynego bezpośredniego sukcesora antycznego Rzymu, trzy zjawiska.

Cesarstwo stało się więc „Bizantyńskim” stanowiły o jego żywotnej sile, niezwykłej zdolności nie tylko do przetrwania, ale do trwałego przetworzenia swego bliższego i dalszego otoczenia w czasie i przestrzeni. Te trzy ukryte siły to: chrześcijaństwo i rzymska tradycja – kultura polityczna wspólnoty i monarchii, geografia polityczna – wyjątkowy obszar rdzeniowy, siła militarna – więc kompetencje panowania nad czasoprzestrzenią oraz bizanty – jako jeden z rezultatów dwóch poprzednich. Cesarz Konstantyn Wielki zapoczątkował nowe – stare państwo, choć nie było to jego politycznym celem. Zasadniczo chodziło o to co zazwyczaj, o budowanie potęgi tu i teraz w okolicznościach jakie były i jakie nadchodziły. Wybór padł na port Bizancjum umiejscowiony po europejskiej stronie cieśniny Bosfor, łączącej Morze Śródziemne z Czarnym, i biegnącymi przezeń szlakami handlowymi z Bliskiego Wschodu i Afryki Wschodniej, Morza Czerwonego na zachód i północ Europy. Te przecinające się szlaki handlowe w połączniu z Pax Romana na całym obszarze od Eufratu po Półwysep Arabski i Egipt, a na północy po limes naddunajski i morza, na których piraci nie stanowili plagi egipskiej, dla podróżujących przynosiły nadzwyczajne bogactwo. Pokój tego obszaru przynosił nadzwyczajną dywidendę dla Wielkiego Pałacu i miasta Bogarodzicy oraz poddanych, a zarazem wzbudzał zawiść i chciwość bliskich i dalekich sąsiadów.

Jak wiemy Bizancjum, miasto Bogarodzicy, swój lot ku wielkości rozpoczęło za sprawą Konstantyna Wielkiego, którego edykty w porę uruchomiły, stworzyły wszystkie niezbędne indukcje, pozwalające ocalić wschodni Rzym przed losem zachodniego. W wiekach, które nadeszły możemy zobaczyć jak antyczny Rzym na wschodzie w bezpośredniej sukcesji stwarza średniowiecze, epokę budującą fundamenty i zasoby pod tryumf epoki Kolumba na Zachodzie Europy. Jak zostało wspominane nieco wyżej, geografia polityczna pomaga ustalać obszar rdzeniowy, ale jego redukowanie do projekcji siły z perspektywy pełnego oglądu jest niewystarczające. Ogranicza nas wyłącznie do kategorii polityki państwa, jego istnienia. Chiny czy Indie reprezentują cywilizacje, w których przez tysiąclecia zaistniało wiele państw chińskich i hinduskich. W przeciwieństwie do państw europejskich ich obszar rdzeniowy ma właściwości wędrujące w opozycji do konkretnego miejsca, poza którym byt się ostatecznie kończy. Chiny i Indie można było dowoli z zewnątrz i od wewnątrz podbijać, a one z czasem, z niezrozumiałym uporem, podobnie jak wahadło, znów wracały na pradawne ścieżki, odzyskiwały swą potęgę, choć bywało, że trwało to przez setki lat. Dlatego rozumiejąc celowość posługiwania się pojęciem obszar rdzeniowy należy dokonać jego rozszerzenia o przestrzeń – przestrzeń stworzoną przez tradycję i kulturę, które jak dotąd były ponad siły sprawcze nowych suwerenów. W przypadku

Imperium Graecorum – w odniesieniu do najważniejszej, najistotniejszej, wręcz sensorycznej indukcji – nie można się do tej kategorii ograniczać między innymi dlatego, że dziś w tym samym miejscu geograficznym nie ma już Konstantynopola, ale jest Istambuł, stolica muzułmańskiego regionalnego mocarstwa, niegdyś Imperium Osmanów. Różnica ta jest nie mniejsza, niż między bielą a czernią, czy wodą a ogniem. Bizancjum w IV wieku po Chr.,tym różni się od innych struktur politycznych tamtego czasu, że odnajdujemy w nim przestrzeń rdzeniową, w której objawi się nowy suweren, łudząco przypominający swego poprzednika, ale w swej istocie będący innym, nowym bytem, zasadzającym się na nowej Jedni. O ile na zachodnich prowincjach

Mare Nostrum z każdym wiekiem, od śmierci Oktawiana Augusta, a zarazem napierania na granice, postępuje barbaryzacja i zanikanie rzymskiej elity, polityczności i kultury, to w Konstantynopolu oraz innych miastach Bizancjum wręcz przeciwnie, pojawia się nowa elita, nowa kultura reprezentująca na całe stulecia wzór do naśladowania dla wszystkich sąsiadów wschodniego rzymskiego imperium. Tworzy imperialną kulturę, która inspiruje wszystkie inne wokół siebie. Nowy suweren wschodniego Rzymu zrodził się w Jerozolimie za sprawą Jezusa z Nazaretu, z Jego śmierci na krzyżu i Zmartwychwstania. To wówczas w trakcie tych wydarzeń Jego uczniowie objawiają się jako Apostołowie, szczególnie dwaj: święty Piotr, Opoka nowego Kościoła i święty Paweł, Apostoł „Greków”. Ewangelia Jezusa Chrystusa, Dzieje Apostolskie, Listy Apostolskie wraz z Apokalipsą, staną się przyczyną i początkiem nowej Jedni, ona zaś przyczyną nowego suwerena, a wiara w Trójcę Świętą, w Boga, nową Jednią, która zastąpi te poprzednie – rzymską i grecką. Kościół Jerozolimski od tych wydarzeń sankcjonuje obecność nowej Jedni w historii Ziemi Świętej – miejsca, które swą wolę sprawczą czerpie spoza czasoprzestrzeni dostrzegalnej ludzkim poznaniem, i tej obiektywnej – kosmicznej, o czym w stosownym miejscu. Rzym (wschodni)od tego momentu przestaje być antyczny. Bizancjum ma cztery stolice duchowe: Jerozolimę, Konstantynopol, Damaszek i Aleksandrię. Jerozolima przez następne stulecia pozostaje strażnikiem ortodoksji Kościoła na Wschodzie, ale Konstantynopol, w którym prym wiodą cesarz i patriarcha, wskazuje drogę, określa nowe przeznaczenie. Z pozoru takie podejście wydaje się zbyt idealistyczne, ale rzecz nie dotyczy ułomności natury ludzkiej, ale nowego źródła napędu, nowego sensu dla nowej wspólnoty, cyrkulacji indukcyjnej, która wraz ze swym wzrostem przetwarza świat rzymskiej Hellady w katolicko – grecki świat średniowiecza. Ta przemiana wytwarza wewnątrz Imperium Graecorum spiżową potęgę, zbudowaną na wyższym porządku kultury organizacyjnej wobec wszystkiego, co w tamtym czasie było obecne dookoła bizantyjskiego limesu. Można zadać pytanie – z czego to wynika? Odpowiedź jest jedna: „wiara czyni cuda”, a one nie poddają się prostej racjonalności i ekonomicznym prawom. Budowa świątyń nie wynika z jakieś zimnej rachuby, choć oczywiście do czasu Męki Pańskiej i Zmartwychwstania kapłani, za sprawą ofiar, usiłowali wpływać na wolę bogów.

Nie da się jednak tego sprowadzić do prostej kategorii socjotechnicznej – coś za coś – choć ludzie do czasów nam współczesnych usiłują tak czynić, to jednak nie „cena” za ratunek była i jest decydująca. Inaczej, aż do naszych czasów nie mógłby zaistnieć ani jeden w miarę trwały system religijny, ponieważ rzeczywistość w oczywisty sposób niweczy takie myślenie. W kategoriach geopolitycznych, politycznych, szerzej – ekonomii władzy, ten zasób jest na ogół pomijany i redukuje się go do kultury zarządczej, jakby jej pochodzenie miało wyłącznie lub głównie pochodzenie praktyczne, funkcjonalne. A i on jest jeszcze redukowany do kategorii proceduralnej i sprawczej, pojmowanej jako natychmiastowy skutek. Historia nie tylko Bizancjum, które nieustanie kołysze się pomiędzy całkowitym upadkiem a imperialną wielkością, temu przeczy. Kulturę, która sama z siebie jest emanacją polityczności wspólnoty i dzieje się tak niezależnie od zamiaru i celu tych, którzy ją tworzą. Widać to przez odmienność znaków i treści, jakie one manifestują, choćby w rzeczach tak prozaicznych jak naczynia gliniane. One zaś stają się typowe za sprawą upodobań danej wspólnoty, więc już na tym poziomie następuje wyodrębnienie, inność dla tych co z zewnątrz i wspólne dla tych, którzy są wewnątrz. A co ze wspólnotą myśli, pragnień, próbą zrozumienia świata i swego w nim miejsca?

Jakość rdzenia światopoglądu, duchowości, ma decydujące znacznie również współcześnie. Pomimo tych oczywistych wzajemnych zależności dominuje tendencja do uproszczonego racjonalizowania polityczności wyłącznie do gry interesów. Jednym z koronnych przykładów jest wciąż dość powszechny pogląd na temat zależności patriarchów od cesarza, mający świadczyć między innymi za tezą o absolutnej tyrani następców Konstantyna I. Niewątpliwie ta zależność jest nieporównywalnie większa niż zależność papieży rzymskich od patrycjuszy rzymskich, królów i cesarzy, ale należy uwzględniać jaki okres historyczny porównujemy, gdyż bywało, iż patriarchowie w sprawach natury politycznej mieli więcej do powiedzenia niż rzymscy papieże. Wówczas i dziś, dzielenie aż po absurd sacrum i profanum czyni wielki chaos, bo nie da się tych dwóch porządków rozdzielić. Wiąże je tożsamość, kultura i polityczność, które są jednością, a ich odrywanie powoduje jedynie zmianę miejsc i to na ogół polityczność uzurpuje sobie prawa do absolutnego panowania, kosztem tożsamości, kosztem Jedni i spójni. Kult króla zastępuje Boga. Od utrzymania stosownej relacji pomiędzy ołtarzem a koroną zależy, czy przestrzeń suwerena jest współmierna, więc czy jest zdolna do ujawniania swej siły sprawczej. Aż do kresu panowania Imperium Graecorum, wpierw władza świecka, a następnie i głównie kościelna, od V wieku po Chr. Do czasów obecnych uważa się za strażnika Ziemi Świętej. W ujęciu politycznym należy widzieć, że ta świadomość, wiąże rzymską tradycję polityczną z nową świadomością pasterskiego prowadzenia, za przyczyną Zmartwychwstania. Ta rzymska tradycja polityczna stworzyła spójnię pomiędzy nową, grecką i katolicką Jednią a wielopierwiastkową substancją. Spójnię, która na poziomie kultury nie została zerwana do dziś, a jedynie z substancji wycięto polityczność wspólnoty bizantyjskiej, która została unicestwiona. Duchowa, kulturowa przestrzeń rdzeniowa ma w tym przypadku znaczenie zasadnicze. Za jej sprawą tereny od Wschodniej Europy i Azji Wschodniej, po góry Kaukazu, wielkie rzeki dawnej Mezopotamii, Etiopię, aż po libijskie pustynie zostały trwale włączone do chrześcijaństwa wschodniego, trwając w nim do czasów nam współczesnych, by na naszych oczach w pierwszych dekadach XXI wieku po Chr. na skutek czystek etnicznych, ponownie zostać zdruzgotaną za sprawą ludobójczych mordów i wypędzeń ze swych tysiącletnich siedzib.

Światło bijące z przestrzeni rdzeniowej Bizancjum nadało również nowy blask monarchiom łacińskiej Europy. W dużej mierze pomogło przebić się kulturze łacińskiej spod barbarzyńskiego chaosu. Przemóc niemoce i tradycje zmierzające do ostatecznego przemielenia sukcesji po antycznym zachodnim Rzymie w jakąś nową barbarzyńską kulturę. Renesans karoliński, w czasach panowania Karola Wielkiego, wprowadził dworski ceremoniał czerpiący z tradycji Bizancjum oraz obyczaj namaszczenia króla świętymi olejami, czyniący z niego Bożego pomazańca. Karolingowie zaadaptowali, w zakresie taktyki i uzbrojenia, bizantyjski sposób prowadzenia wojen, a szczególnie wprowadzenie do walki ciężko uzbrojonych kopijników. Przywrócenie łacińskiej Europie greckich filozofów, historyków, matematyków i literatury, choć – w części – za pośrednictwem Arabów, dotknęło większości wiodących dziedzin, dając niewątpliwe trwałą wartość dodaną do rozwoju tej części Europy, nieobjętej panowaniem bizantyjskim. Mocnym i praktycznym przykładem żywotności antycznej tradycji wschodniorzymskiej w średniowieczu są, między innymi, siły zbrojne Bizancjum. Zmiany, jakie można zaobserwować pomiędzy III a V wiekiem po Chr. w organizacji sił zbrojnych, inaczej potoczyły się na wschodzie. O ile na zachodzie następowała germanizacja – barbaryzacja sztuki wojennej, o tyle na wschodzie wręcz przeciwnie.

Korzystając z dość płynnego przejścia przez ekonomiczne kryzysy w wieku III i IV po Chr. Cesarze i ich stratedzy przebudowali rzymską armię opartą na legionach, walczących manipułami z towarzyszącą rolą jazdy, na rzecz formacji konnych, w tym ciężkozbrojnej jazdy, mającej za zadanie w decydującym momencie rozstrzygać szarżą losy bitwy. Piechocie, wciąż bardzo licznej, przyznano zadania defensywne i zmieniono uzbrojenie, między innymi krótkie miecze zostały zastąpione długimi. Legionowe manipuły zostały zastąpione rzędami. Natomiast w dalszym ciągu podstawą walki piechoty antycznej i bizantyjskiej była dyscyplina utrzymania formacji oraz umiejętności i wiedza z zakresu planowania logistycznego, zaopatrzenia i rozpoznania oraz wywiadu. Organizacja kwatermistrzowska została przyporządkowana do konkretnych terytoriów, prowincji i zgodnie z ich charakterem, wojska tam stacjonujące miały przydzielone funkcje, rolę, zadania i tworzyły specjalny rodzaj sił zbrojnych. „Dominujące siły cesarskiej armii to ciężkozbrojna armia – katafrakci, noszący kirysy i kolczugi, hełmy, nagolenniki i dosiadający opancerzonych koni (od IV w. p. Chr. p.a.). Oprócz mieczy i włóczni żołnierze ci posługiwali się także łukami i strzałami. Tworząc trzon zarówno wojsk foederati, jak i bucellarii, byli jak królowa na bizantyjskiej szachownicy. Wydaje się, że armia Anastazjusza liczyła około 175 000 limitanei (pogranicznicy p.a.), 95 000 żołnierzy armii mobilnych oraz 30 000 wioślarzy służących na transportowcach i okrętach wojennych. Cesarska administracja w Konstantynopolu zarządzała silną ręką. Dowódcy wojskowi byli oficerami scentralizowanego państwa, a nie dygnitarzami wojskowymi mogącymi decydować o kształcie polityki na podlegającym im obszarze. Inaczej niż w germańskich państwach sukcesyjnych, na zachodzie, bizantyjscy dowódcy wojskowi byli poddani cywilnym urzędnikom, którzy liczyli każdą wydawaną przez nich numismę i sprawdzali, czy nie dopuszczają się zaniedbania obowiązków. Centralny rząd, często niestabilny, opierał się na profesjonalnej biurokracji, składającej się z księgowych i prawników, istniejących w państwie rzymskim już od czasów Dioklecjana”[5]5. Szczególną cechą rzymską, która przetrwała praktyczne do czasów krucjat w armii Imperium Graecorum, był kult rzymskiej dyscypliny. Na tym tle bizantyjskie formacje militarne pozytywnie wyróżniały się wśród sąsiadów, w tym łacinników, przewyższając pod tym względem nawet zachodnich rycerzy zakonnych w pierwszym okresie tworzenia się ich sztuki walki.

Inną cechą wyróżniającą armię wschodniego Rzymu było nieustanne prac z zakresu teorii i praktyki wojny. Nawiązując do dorobku antycznej myśli wojennej, stratedzy i taktycy Imperium Bizantyjskiego stworzyli własne dzieła. Niektóre z nich zostały zastosowane z różnym powadzeniem w praktyce, ale zasadniczy kanon myśli strategicznej i operacyjnej zawiera następująca doktryna obowiązująca od drugiej połowy V wieku po Chrystusie[6]: „1. Unikać wojny jeśli to możliwe, ale być przygotowanym do walki w każdej chwili. 2. Zawsze obserwować potencjalnych wrogów: znać ich metody i sposób postępowania. 3. Jeśli dojdzie do wojny walczyć efektywnie w bitwach, ale kłaść nacisk na wysyłanie małych oddziałów przeciwko oddziałom zaopatrzeniowym i obozom wroga. 4. Przekładać manewry nad starcia. 5. Jeśli dojdzie do wojny, znaleźć sprzymierzeńców, którzy także zaatakują wroga. 6. Dywersja ta najlepsza metoda osiągnięcia zwycięstwa. 7. Walka musi polegać na znajdywaniu słabości wroga i unikaniu jego mocnych stron”. Jak przeanalizujemy duże wojny prowadzone przez Bizancjum, a było ich bardzo wiele, to okaże się, że do XII wieku po Chr., te zasady walki były praktykowane.

W tym czasie na zachodzie Europy, od czasów wczesnego średniowiecza, trudno szukać armii podobnej wielkości, kampanii i bitew o skali, jakie były udziałem wschodnich Rzymian. Wiele bitew, jak choćby ta przeciw ruskiemu księciu Świętosławowi z roku 971 po Chr., zakończona wielkim zwycięstwem pod twierdzą Dorostolone nad Dunajem. Było ono możliwe za sprawą nieustannego utrzymywania dyscypliny przez wszystkie rzymskie formacje, mimo łamania ich szyków i wykonywania wielu manewrów, w tym odwrotu ciężkiej konnicy po wykonanym uderzeniu i zmiany miejsca generalnego rozstrzygnięcia bitwy. Zarówno wówczas, jak później wycofywanie jazdy po wykonanej szarży należy do najwyższych umiejętności woskowych. Niestety wojny domowe i problemy sukcesyjne będące na ogół skutkiem wyczerpania zasobów w wyniku nieustanego odpierania najazdów z każdego kierunku, systematycznie osłabiały siły sprawcze Bizancjum.

 

Wielki Pałac, w cieniu zrodzonych w purpurze.

Konstantynopol od IV wieku po Chr. Zamieszkuje już nowe społeczeństwo, będące owocem wzajemnego przeniknięcia się hellenizmu z chrześcijaństwem. Z owego przeniknięcia się za sprawą wschodniego katolicyzmu, rodzi się nowa nacja chrystianitas graecorum. W V wieku po Chr. Terytorium znajdujące się pod panowaniem antycznego Rzymu. Z wyjątkiem Żydów i plemion pasterskich, jest już w pełni chrześcijańskie. Katolicka rzymskość Wschodu tworzy nową jedność poddanych cesarzy z Konstantynopolem. Rzymskie obyczaje publiczne oraz biurokracja pod wpływem chrześcijaństwa rozwijają się inaczej, tworząc nowe uniwersum, daleko przekraczające antyczną rzymską polityczność. Dążenie do zbawienia przez ogół poddanych obywateli rzymskich rozwinęło nowe poczucie wspólnoty, a tym samym wpłynęło na świadomość odrębności pomiędzy tym, co cywilizowane, uporządkowane a barbarzyńskie i chaotyczne. Realne odczuwanie tej odrębności spajane poprzez wspólną wiarę i drogę wraz z upływającym czasem objawiło nową indentitas, tak mocną, że przetrwała upadek polityczny wschodniego Rzymu i obcą pod każdym względem sukcesję. Za sprawą chrześcijaństwa i politycznej tradycji Rzymu powstała do czasu wypraw krzyżowych najpotężniejsza monarchia średniowiecza, wyprzedzająca w swym ogólnym rozwoju łacińską Europę. Tak antyczna polityczność wschodniego Rzymu przeobraziła się w nową, grecko-katolicką, rodzącą się z nowej Jedni, połączonej spójnią christanitas z substancją ludów wyrosłych z antycznych tradycji. Bizancjum zrodziło nową wielką, dziś zapomnianą, kulturę i witalną, rozwiniętą polityczność nowej wspólnoty, której blask rozświetlał mroki epoki wędrówki ludów, mroki europejskiego barbarzyństwa. Mały port nad cieśniną Bosfor, w ciągu dwóch wieków staje się, aż do XII wieku po Chr., perłą śródziemnomorskiego świata przyćmiewając swą potęgą polityczną i blaskiem kultury Rzym, a także wszelkie inne miasta tego regionu. Rzymski porządek zaprzęgnięty w pasterskie prowadzenie w niezwykłym tempie wpływa na rozwój stolicy, ale w nie mniejszym stopniu na wszystkie inne bizantyjskie miasta. Żywotność, a zarazem zdolność Bizancjum do zmiany, dostosowywaniu się do nowych okoliczności powinna budzić zdumienie.

Odradzanie się siły tego państwa dokonuje się za każdym razem na dwóch płaszczyznach, duchowej i politycznej, choć ta ostatnia wielokrotnie zawodziła i zaprzepaszczała wypracowany krwią i potem dorobek. Stąd prawdopodobnie zrodził się rozpowszechniony pogląd o absolutnej tyranii cesarzy bizantyjskich, który urósł do postaci mitologicznych, stawianych za antywzór dobrych rządów. Podobnie, jak wcześniej przytoczona opinia Irlandzkiego historyka Williama Lecky’ego, nie znajduje ona potwierdzenia w faktach historycznych, gdyż w dziejach Bizancjum znajdziemy cesarzy silnych i słabych, podobnych choćby do królów angielskich czy francuskich. Tymczasem cechy charakteru władcy oraz kontekst sytuacji politycznej w monarchii i, przede wszystkim na dworze, miały istotny wpływ na realną władzę, na jej rozum polityczny i siłę sprawczą. Stopień jej chwiejności i słabość jest uwidoczniona w tym, jak cesarze zabiegali o utrzymanie dynastii lub, jak w wyniku dworskich intryg i przegranych wojen, które dość często kończyły się buntem w armii i wojną domową, mogą świadczyć przeciw tezie o ich absolutystycznej i wszechwładnej pozycji. Utożsamianie przez wielu badaczy własnych wyobrażeń na podstawie ceremoniałów dworskich, przy jednoczesnym ich współczesnym racjonalizowaniu, a raczej poddawaniu cynicznej lustracji i racjonalistycznej redukcji, na ogół jest sprzeczne z wymową faktów.

Jednym z nich, mającym wskazywać na wybujałe ambicje władcy jest sprawa najsłynniejszej świątyni Bizancjum. Justynian Wielki funduje i buduje kościół Mądrości Bożej, Hagia Sofia, najpotężniejszą świątynię katolicką, aż do czasów Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie. W świecie islamu Hagia Sofia zmieniona w meczet również należała do największych świątyń, a w pierwszym okresie panowania Osmanów, jeszcze przed zbudowaniem Błękitnego Meczetu w Stambule i świątyń w Mekce i Medynie. Była najwspanialsza i największa, stała się wzorem dla domu Bożego łacinników, prawosławia i islamu. Czy znamy podobny przykład z historii? Dopiero nadejście Pax Americana wprowadza poprzez modernizm nowe światowe wzorce w architekturze. Budowa tej świątyni przez cesarza Justyniana stanowiła ostateczne świadectwo, że od połowy VI wieku po Chr., ze świata antycznego Rzymu pozostaje jedynie historia i ta część tradycji, jaka jest użyteczna. Protoplastą cesarzy Konstantynopola nie jest już Juliusz Cezar, ani Oktawian August, a jego założyciel Konstantyn Wielki. Bazyleus nowy tytuł cesarski zastąpił rzymskie. Spadek rzymski musiał ustąpić wobec faktu, że władza, w tym monarsza pochodzi od Boga. To Jemu należy się chwała na wieki, więc aby móc to wyrazić, zamanifestować, okazać wdzięczność i dziękczynienie, trzeba było wznieść świątynię godną Stwórcy. Podobnie rzecz ma się w zakresie przepięknych słynnych mozaik np. z Rawenny, ornamentów, dzieł pisanych i komponowanych. Władza polityczna cesarza opierała się na współpracy, bądź rywalizacji z patriarchą Konstantynopola, powoływanego decyzją cesarza. Wyciąganie wniosku, że ten akt za każdym razem czynił z patriarchy osobę politycznie zależną mija się z faktami. Patriarchaty Konstantynopola, Jerozolimy, Damaszku i Aleksandrii, Antiochii, z różnych powodów nie tylko kanonicznych, zachowywały sporą autonomię wobec władzy świeckiej. Rzeczywistość średniowiecznej łacińskiej Europy była inna, gdyż w Italii nie powstało państwo o sile podobnej do Bizancjum, więcej, warunki polityczne były odmienne, choć wielu papieży zasiadało na tronie Piotrowym za sprawą siły politycznej patrycjuszy, comesów, królów i cesarzy, co jednocześnie nie przesądzało o ich spolegliwości wobec nich, a w sprawach wiary świeccy patroni nie mieli wiele do powiedzenia. Podobnie w Bizancjum, z tą różnicą, że te relacje miały charakter wewnętrzny, wręcz rodzinny. Oczywiście byli cesarze, którzy wpływali bezpośrednio na doktrynę kościoła greckiego, szczególnie Leon III idąc za nieodpowiedzialnymi podszeptami swych zwolenników doprowadził do stuletniej tragedii. Patriarchowie i cesarze byli dość często w ten lub inny sposób spokrewnieni, ale na ogół, byli niemalże sąsiadami przez ulicę. Patriarcha był częścią monarchii, gdy tymczasem papież był samodzielny, jednocześnie politycznie mocno ograniczony i daleko nawet w okresach pełnej samodzielności politycznej, zdany na zawieranie sojuszy. Nie da się czynić w tym zakresie prostych zestawień, gdyż warunki nie były porównywalne.

W systemie władzy Konstantynopola należy uwzględnić dwór cesarski składający się z urzędników i dostojników. Służyło na nim kilkuset wpływowych dworzan i dam dworu, którzy stanowili niezbędne zaplecze władzy cesarskiej. Zarazem był on skomplikowanym organizmem politycznym o dużym wpływie na decyzje władcy. Dwór współuczestniczył lub wręcz inicjował kierunki polityki, głównie wewnętrznej. Jednym z największych przykładów takiego działania jest Kodeks Justyniana Wielkiego z połowy VI wieku po Chr. Dwór swym zasięgiem politycznym, swą sprawczą strukturą nie obejmował prowincji. Prowincjami zarządzali urzędnicy będący częścią dworu, ale dwór nie mógł się wtrącać w te domeny, gdyż były one zarezerwowane wyłącznie dla cesarza, jego urzędników. Ten stan rzeczy wraz ze słabnięciem suwerena ulegał rozrzedzeniu, przyczyniając się do słabnięcia spójni suwerena. Lud rzymski Konstantynopola był reprezentowany przez patriarchę oraz, stosując współczesne określenie, przez dwa kluby sportowe: błękitnych i zielonych. Hipodrom stanowił rodzaj miejsca badania opinii publicznej względem oceny władzy cesarskiej i jego najbliższych doradców. Był również miejscem powstawania i przeprowadzania różnego rodzaju intryg i spisków politycznych. Delegacja władzy monarszej jaka miała miejsce w Bizancjum jest czymś w Europie Łacińskiej, we wczesnym średniowieczu raczej niespotykanym, gdy tymczasem Justynian Wielki przy pomocy znakomitego wodza Belizariusza odzyskuje od Wandalów i Ostrogotów, Afrykę Północną i Italię. Jako zwycięski wódz ani myśli wracać na czele armii do stolicy, by zdobyć dla siebie władzę, co było dość typowe głównie w ostatnim stuleciu Imperium Romanum. Posłuszeństwo, sprawiedliwość, prawo i dobro politycznej wspólnoty wyznaczały wewnętrzne granice, jak daleko można się posunąć. W następnych wiekach również inni wodzowie realizowali polecenia władców na kresach imperium, co jest możliwe jedynie wówczas, kiedy władza suwerena jest silna, osadzona w rozwiniętej kulturze politycznej, w przeciwieństwie do monarchii postgermańskich, w których zaniechanie przysłowia „pańskie oko konia tuczy”, kończyło się często wojną o tron. Niestety, z czasem ten „idealny” stan rzeczy stopniowo ulegał niekorzystnym zmianom, w dużej mierze za sprawą stworzenia nowej organizacji armii, utworzenia temów, na czele których już nie stali cywilni urzędnicy, a wodzowie będący jednocześnie urzędnikami cesarstwa: diukami i comesami. Suweren cesarstwa tą drogą wszedł w okres przejściowy, w którym dotychczasowa organizacja oparta na wszechwiedzy centrum, zostaje przez konieczności zewnętrzne zmuszona ograniczyć się, wprowadzając do wewnętrznej woli suwerena lokalnych zarządców, których zarządy łączą ze sobą sprawy cywilne, wojskowe i fiskalne. Wówczas skup ziemi przez diuków i comesów nabiera przyspieszenia. Tak jak uprzednio w antycznym Rzymie, renta centrum spada, rośnie dochód i autonomia zarządów cząstkowych w prowincjach. Sprawczość panowania staje się zależna od lokalnej opinii i woli. Pycha lokalnych wodzów oraz parcie na granice zewnętrzne rozmywa posłuszeństwo wobec Boga i tronu, w czasie kiedy potencjał i siła wrogich sąsiadów wciąż rośnie, bądź po każdym zadanym ciosie znów się odradza. Pozostaje już tylko krok od lennego senioratu, ale czy Imperium Grecorum kiedykolwiek go przekroczy, a nawet gdyby, czy tym sposobem da się przezwyciężyć nachodzącą przyszłość?

W centrum idei politycznej Konstantynopola znajduje się Chrystus Pantokrator, pod nim tron cesarski. Takie zastawienie nie jest oczywiście przypadkowe. Wizerunek Chrystusa Pantokratora umieszczony nad tronem manifestuje stan faktyczny zależności władzy cesarskiej i całej monarchii od woli Jezusa Chrystusa, a zarazem podkreśla źródło tożsamości wspólnoty politycznej. Jednak wola Boga nie mogła pod żadnym pozorem odebrać woli człowiekowi, gdyż wówczas Bóg zerwałby ze swoim ludem Przymierze, w którym dał mu wolność dokonywania wyboru. Nie zachodzi tu więc sprzeczność pomiędzy jednym a drugim, ale rodzaj dopełnienia, szczególnie wówczas kiedy człowiek wypełnia wolę Boga. Dlatego między innymi sala tronowa nie mogła być „standardowa”: „W Bizancjum przetrwała starożytna sztuka budowy organów wodnych, których używano na cesarskich przyjęciach oraz łaźniach, gdzie czas umilały fontanny i śpiewające ptaki. W pałacu Magnaura cesarz zasiadł na wielkim złotym tronie, mając po obu stronach ryczące złote lwy i złote ptaki, które świergotały na złotych, skrzących się od klejnotów drzewach. A kiedy poseł wykonał proskyneisis (dotykając czołem ziemi na znak czci), ów tron unosił się nagle z podłogi aż po sufit. Podczas swego pierwszego poselstwa do Konstantynopola w roku 949 Liutropand z Cremony udawał, że ten niezwykły widok nie zaskoczył go. Ojciec i ojczym uprzedzali go o przebiegu tej ceremonii. Przyznał jednak: Nie wiem, jak tego dokonano”[7]. Wywoływanie wrażenia na posłach to zwyczaj mający już miejsce tysiące lat wcześniej, gdyż taką praktyką budowania specjalnych sal tronowych posługiwali się ensi w Nippur czy Ur. Różnica dotyczy środków technicznych. Podobnie jeśli chodzi o ceremoniał dworu obowiązujący wobec cesarza, jak i najdostojniejszych urzędników. Majestat suwerena miał być najwyższy, z tą istotną różnicą, iż ponad tronem Chrystus Pantokrator zajmował miejsce najwyższe. Etykieta dworska nie należała do obyczajów wynikających, wymyślonych z nudy i zbytku, jak to ma w zwyczaju przedstawiać współczesna kultura. Pełniła ona rolę nieustannego potwierdzania porządku politycznego i wyznaczała pozycję oraz zakres władzy poszczególnych dostojników. Była jednocześnie rodzajem procedury hierarchii ważności, a zarazem systemem komunikacji woli panującego. Pomagała unikać nieporozumień, korygowała „błędy” personalne monarchy i wskazywała kierunek myślenia i działania. Jeżeli komisja kodyfikacyjna przedstawiała kodeks Justyniana, który go wcześniej zatwierdził, dwór oraz dworzanie mogli go jedynie poprzeć i stosować, dając przykład ludowi. Konsultacje z dworem prowadziła owa wysoka komisja cesarska, ale po podjęciu decyzji sprawa była rozstrzygnięta.

Można było w trakcie takiej ceremonii zgłosić sprzeciw, o ile istniały ku temu wyjątkowo ważkie powody, w przeciwnym razie śmiałek popadał w niełaskę. Na podstawie zachowanych opisów dworskich ceremoniałów na tle ponownie zbarbaryzowanej w tamtej epoce Europy były wzorcem, nieosiągalnym standardem dla łacińskich wczesnośredniowiecznych monarchii. Negatywne opinie, wręcz szydzenie z tzw. stylu bizantyjskiego to dorobek oświeconej i „wolnej” od „przesądów” nauki. Deprecjonowanie tego wzorca występuje już w renesansie, ale głównie przybiera na sile w dobie oświecenia. Właśnie wówczas zapanowała moda na „produkowanie” w tej sprawie „naukowych” analiz i opinii. Racjonalizm pozytywizmu i lewicowa perspektywa zmieniły bizantyjski porządek polityczny w jego przeciwieństwo, równocześnie usiłując pomniejszyć dworskie obyczaje, np. oświeconego „Króla Słońce”, dworu francuskiego, które wydają się przesadzone, w stopniu nieosiągalnym dla Bizancjum. Zdobycze propagandy rewolucji bolszewickiej i zimnej wojny wobec trzeciego Rzymu, skazały historię i bizantyjską polityczność na banicję i wieczną hańbę. Tak oto za winy bardzo odległych i dalekich następców czasów nowożytnych karze się nie mogących się bronić protoplastów.

Idea rządów cesarzy Bizancjum zawiera się w dwóch słowach Wielki Pałac. Wielki Pałac, bo w istocie był większy od perskiego – biorąc pod uwagę kubaturę, otoczenie i przepych majestatu władzy – więc w Europie tamtego czasu był nie tylko wielki politycznie, ale też największy architektonicznie. Niestety, w przeciwieństwie do bazylki Hagia Sofia nie przetrwał, by stać się wzorem dla sąsiadów i sukcesorów. Jednocześnie, używając współczesnego nazewnictwa, to gmach – biurowiec, z przyległymi budynkami, w którym rząd pracuje dzień i noc. Oprócz mieszkających w nim małżonków „króla i królowej”, pracują tam rzesze urzędników załatwiających tysiące spraw, bez których nie może działać monarchia. Wielki Pałac, to zarówno miejsce – źródło indukcji, z którego swój początek biorą główne cyrkulacje przeobrażające przestrzeń suwerena. Jednocześnie odnajdujemy tu początek najważniejszej indukcji pasterskiego prowadzenia, zarzewie uniwersum chrześcijańskiego, które jest zasilane z nadprzyrodzonego źródła trynitarnego, trójjedynego Boga. Wielki Pałac to idea wyrażająca moc sprawczą bizantyjskiej wspólnoty. Przytoczony powyżej dworski ceremoniał z zastosowaniem technicznej sztuczki wynoszenia tronu, nie jest wyłącznie przejawem próżności i chęci wywarcia wrażenia na poddanych. W zasadzie chodziło i dziś czyni się podobnie, również przy stosowaniu środków technicznych, o ceremoniały mające podkreślić wyjątkowość miejsca tronu, jako symbolu, znaku woli panowania suwerena, jego sprawczości. Sprawczości, której pierwszym elementem jest moc Jedni, wokół której gromadzi się wspólnota i manifestuje swą polityczność, spójnię swej wspólnotowej substancji. Ta ceremonia powinna nam uświadomić, jaki już wówczas zachodził głęboki związek pomiędzy teologią katolicką, ideą monarchii, a technologią. Zastosowanie hydrauliki do konstruowania instrumentu tak złożonego, jak organy wodne i mechaniczny tron, są przejawem zawansowanej kultury, w tym kultury technicznej. Greckie chrześcijaństwo podobnie jak zachodnie, czerpie swą twórczą moc z Bożego natchnienia zapisanego m.in. w Biblii, a przecież już księgi Starego Testamentu opisują i wyjaśniają Słowo Boże, za sprawą idei, które swój początek mają w wierzeniach i kulcie Czarnogłowych. Dlatego teologia pierwszych wieków po zmartwychwstaniu Chrystusa jest aż tak rozwinięta i przyćmiewa wszystko co wcześniej było znane, tym bardziej kiedy do tej wiedzy zostają włączeni Arystoteles i Platon. Święty Paweł poprzez swe „Listy”, stwarza spójnię pomiędzy wiarą i wiedzą, zanim Święty Augustyn stwierdzi oczywistą do dziś relację pomiędzy nimi. Tą drogą zostają wprowadzeni Sokrates, Arystoteles, Platon, stoicy i inni. Dążenie do odkrycia, do zrozumienia Bożego zamysłu względem świata, a zatem sensu życia, prowokuje do praktycznego działania. W ramach dowodów na rzecz zbędności teologii w rozwoju ludzkiej myśli przywołuje się Sumerów, jako bicz mający wykazać przewagę materii i merkantylizmu ujarzmionego później przez plemiona semickie, stawiające duchowy, polityczny i obyczajowy despotyzm przeciw libertyńskim obyczajom pierwszej cywilizacji.

Podstawowym argumentem jest powoływanie się na odnalezione materiały piśmiennicze, głównie na ich liczbę. Treści glinianych tabliczek, w zdecydowanej większości poświęcone są sprawom, które kwalifikujemy do dziedziny ekonomii władzy, więc zliczaniu tego, kto co i komu oraz kiedy miał dostarczyć. Takie podejście, typowa dla pozytywizmu perspektywa, jest klasycznym redukcjonizmem, mającym z góry wykazać słuszność przyjętej tezy. Fakt, że owe merkantylne tabliczki odnalezione zostały w świątyniach, będących centrami sumeryjskich miast na długo zanim pojawił się pałac króla, z jakiś powodów nie jest brany pod uwagę, a powinien budzić zdziwienie. Dlaczego większość mija te fakty?

Tymczasem rodząca się wraz z kultem religia wykształca teologię, jako uporządkowaną, poddaną pewnej dyscyplinie umysłowej dziedzinę, która jest skupiona na poznaniu, zrozumieniu faktu obecności ludzkiej świadomości w nieogarnionym, nieznanym, nierzadko przerażającym wszechświecie. Służy więc do znajdywania odpowiedzi i radzenia sobie z przyziemną rzeczywistością, gdyż bez rozpoznania tego co wokół, bez nazwania rzeczy po imieniu trudno jest łapać gwiazdy, odnajdywać reguły – prawa „me”, przez które bogowie wpływają na los i materię. „Królestwo spadło z nieba…”, zanim Semici usłyszeli głos jedynego i niewidzialnego Boga. Władza monarsza jest częścią emanacji władzy najwyższej, a jedna i druga domaga się majestatu. Jej majestat składa się z identyfikacji wspólnotowego zaufania, a chwałą majestatu jest chwałą tronu i wspólnoty, jest przeżywaniem i praktykowaniem polityczności. Świecka władza oczekuje chwały, bo gwarantuje bezpieczeństwo i organizuje porządek, oddaje część przynależnej jej chwały wspólnocie. Boża zaś zyskuje chwałę nadprzyrodzoną, bo rozeznaje prawa „me”, nadaje sens, cel wspólnocie i jednostce. Przez nią emanuje Jednia wspólnoty, więc otrzymuje ją sama z siebie, z faktu swego istnienia, swego fenomenu Jestem, gdyż manifestuje transcendencję. Chwała Boga domaga się ołtarza, więc i świątyni, liturgii, śpiewu, wiersza, obrazu i tego wszystkiego w czym człowiek umie wyrażać swą radość, ale również ból i rozpacz. Tu człowiek i jego wspólnota staje twarzą w twarz ze śmiercią, z ostatecznością a zarazem z nadzieją wobec wieczności. Ten naturalny porządek poprzez kult, a także poprzez polityczność ujawnia się w świeckim suwerenie. Pasterskie prowadzenie albo jest jednością, albo zostaje przełamane i porządek jedności zastępuje chaos. Tron potrzebuje chwały, bo posłuch poddanych nie może wynikać ze strachu, więc domaga się ceremoniału, akceptacji i podziwu dla swego panowania, dla swych wielkich i mniejszych aktów twórczych. Wielki Pałac, jest więc czymś więcej niż budynkiem użyteczności publicznej, siedzibą rządu, jest sercem i umysłem kultury, a skoro on jest wielki, to i jego kultura powinna być wielka. Hagia Sofia, Wielki Pałac, wielkie mury, armie i nabrzeża portowe za sprawą tej judejsko-greckiej kultury rozwijają nowe kompetencje w zakresie panowania nad czasoprzestrzenią. Dobitnym tego przykładem jest zbudowanie za panowania cesarza Walensa w IV wieku po Chr. akweduktu, który doprowadził wodę do Konstantynopola z odległej o 120 km Bizye w Tracji, a na zlecenie prefekta miasta Aecjusza, zbudowano wielką cysternę o pojemności 78 tysięcy litrów sześciennych. Należy do tego dodać rozbudowany system odprowadzania ścieków. Podobnie portowa logistyka sprzężona z zapleczem magazynowym i warsztatowym, przyczyniała się do dobrobytu mieszkańców, jednocześnie pozwalając mieć w dyspozycji dodatkowe zapasy, towary handlowe będące w nieustanym obrocie. Flota bizantyjska stacjonująca na Krecie, chroniła transport i zwalczała piractwo na wschodnim akwenie Mare Nostrum, ale by kupcy mieli zaufanie do bezpieczeństwa swych interesów pod opieką cesarza, potrzebny był do spełnienia jeszcze jeden warunek: budzący zaufanie pieniądz. Złoty solid, potocznie zwany bizantem, to złota 24 karatowa moneta bita od czasów Konstantyna Wielkiego, aż do XII wieku po Chr. W przeciwieństwie do innych średniowiecznych walut nie uległa dewaluacji (stało się tak tylko dwukrotnie, już w agonii, więc w porównaniu do innych, nie ma to znaczenia). Bizant w tamtym czasie był odpowiednikiem współczesnego amerykańskiego dolara, jako najpewniejszej waluty. Ekonomowie cesarstwa, by utrzymać siłę ekonomiczną pieniądza, starali się nie dopuścić, by zniknął on z rynku za sprawą gorszych monet (tak jak to się działo między innymi w antycznym Rzymie, czy innych królestwach łacińskich). Dostęp do złóż złota i godziwe zyski z handlu nie gwarantowały, że pieniądz nie skończy w skarbcach bogaczy i nie wywędruje do Genui, czy Wenecji. Dlatego obowiązkiem wszystkich podatników, których dotyczyły obowiązkowe daniny, było opłacanie ich bizantami. Nawet kiedy następowały katastrofy, wojny i inne plagi, opłaty były przyjmowane jedynie w cesarskiej walucie. Rolnicy nie mogli swych płodów rolnych, ani pracy na rzecz monarchii rozliczyć inaczej, niż za sprawą fizycznie przekazywanych bizantów. Budżet również płacił za zamówione prace i towary, w tym wypłaty żołdu, wyłącznie bizantami. Biorąc pod uwagę, że monet na ogół brakowało, gdyż wydatki państwa, szczególnie w okresie wojny rosły niepomiernie, to w obrocie gospodarczym funkcjonowały inne pieniądze, ale ich siła nabywcza była liczona w stosunku do wartości bizanta. Ostatecznie chodziło o to, by bizanty wracały do emitenta z nabytymi towarami i usługami. Tym sposobem handel nad Bosforem drenował zasoby innych królestw i rynków, zwiększając siłę nabywczą Bizancjum. Tak więc od ołtarza przez tron do rynkowego silnika, Bizancjum blaskiem swej polityczności, kultury i rynkiem promieniowało na cały ówczesny świat Mare Nostrum, od europejskiej barbarzyńskiej Północy, wschodnio- -północnych stepów i Mezopotamii aż po Indie.

Dlatego pochylając się nad planem miasta, w jego układzie i architekturze, łatwo jest dostrzec, czym w przypadku wschodniego cesarstwa jest obszar rdzeniowy, a raczej – uwzględniając wszystkie fakty – przestrzeń rdzeniowa. Obszar rdzeniowy należy do kategorii geostrategicznej i geografii politycznej. Pojęcie to nie obejmuje niczego więcej niż geografia, polityka i zasoby, natomiast przestrzeń, jej rozszerzone pojmowanie o cyrkulacje indukcyjne kultury wymyka się prostej mimetyce projekcji siły wobec napierających zewnętrznych ośrodków. W mieście Bizancjum geografia, topografia tworzy swoiste, bezpieczne gniazdo. Na końcu cypla, gdzie kiedyś, jeszcze przed Konstantynem Wielkim, był port i miasteczko Bizancjum, od IV wieku po Chr. pomiędzy skałami nad morskim urwiskiem, a linią murów, powstają lub zostają rozbudowane do wielkich rozmiarów hipodrom, akropolis, pałac cesarski i Hagia Sofia. Znajdują się tam też inne pałace cesarskie i świątynie. Jednak to Wielki Pałac zostaje tak rozbudowany, by można było z niego wyjść wprost na hipodrom lub do Bazyliki Hagia Sofia. To tu, w Wielkim Pałacu pod panowaniem Chrystusa Pantokratora zasiadali strażnicy Grobu Pańskiego w Jerozolimie i pomimo utraty większości swych terytoriów w XI wieku po Chr., utracie pierwotnego obszaru rdzeniowego, jakim była Ziemia Święta dla Imperium Greacorum, cesarstwo mogło wciąż trwać. Dlatego, pomimo zupełnej klęski militarnej i politycznej, utraty dostępu do Źródła, do bizantyjskiego identitas, Jerozolimy, podój Bizancjum był jedynie częściowy pomimo. Również zdobycie Wielkiego Pałacu, nie oznaczało jeszcze przejęcia kontroli nad przestrzenią rdzeniową, podobnie jak nie stało się tak, gdy Arabowie po raz pierwszy zdobyli Jerozolimę w VII wieku po Chr. Wieki Pałac, choć już nie w Konstantynopolu, wciąż zachowywał swą siłę kreacji.

Po utworzeniu Cesarstwa Łacińskiego w Konstantynopolu, z tej przestrzeni rdzeniowej powstało Cesarstwo Nicejskie, Despotat Epiru i Cesarstwo Trapezuntu. Cesarstwa te, po odrodzeniu się Bizancjum w Konstantynopolu, nie wróciły pod berło cesarzy Imperium Graecorum, gdyż ono samo musiało wykonać proskyneisis przed tronem sułtana Turków Osmańskich. Konstantynopol zostaje ostatecznie zdobyty 29 maja 1453 roku.Tego dnia na murach miasta ginie ostatni cesarz Konstantyn XI, a Turcy w 1460 roku zdobywają cesarstwo Trapezuntu. Siła rdzeniowej przestrzeni bizantyjskiej przejawiała się również w czasie, w którym flota władców Konstantynopola przestała odgrywać swą dotychczasową rolę na wschodnim akwenie Morza Śródziemnego. Jej miejsce zajęły prywatne flotylle kupców genuańskich i weneckich, by w okresach pomiędzy wojnami handel mógł się odbywać bez przeszkód. Mieli oni z tego tytułu swoiste i bardzo opłacalne przywileje, wyrażające się w prawie do wyłącznych nabrzeży portowych i dzielnic w Konstantynopolu, położnych w bezpośrednim sąsiedztwie Wielkiego Pałacu. Od XI wieku po Chr., taka sytuacja umożliwiła władzy politycznej cesarstwa na zyskiwanie dodatkowej siły ponad dostępny potencjał i wynikający z kurczącego się radykalnie terytorium. Dlatego Bizancjum mogło trwać jeszcze dwa wieki po okresie wielkich zniszczeń, jakich dopuścili się łacinnicy w XII wieku po Chr. i po wewnętrznych walkach o tron. Wielkie spichlerze i zapasy wody, mury obronne oraz głębokie przekonanie o opiece Bogarodzicy, pozwoliły Bizantyjczykom odpierać wielomiesięczne oblężenia, aż do IV krucjaty, kiedy to Konstantynopol został zdobyty po raz pierwszy. Było to możliwe dzięki politycznej niekompetencji Wielkiego Pałacu, a raczej tego, co z niego zostało. Do tego czasu nie było w średniowieczu podobnego miasta, a zarazem twierdzy o takiej sile nieprzerwanego trwania przestrzeni rdzeniowej.

Zaprószony ogień piekła.

Bizancjum w swej historii toczyło wiele spektakularnych i zwycięskich kampanii, prowadząc równocześnie wojny w Italii, na wschodzie z Persją, na południu z Arabami oraz na morzach otaczających Azję Mniejszą. Odpierało najazdy plemion koczowniczych Chazarów, Pieczyngów, Awarów, Hunów, Turków Seldżuckich i Słowian. Konflikty toczące się równocześnie w dłuższym okresie, nadwyrężyły odporność polityczną i militarną monarchii. Do czasów trzeciej krucjaty armie Bizancjum były w stanie brać udział w pełnoskalowych wojnach, wystawiając kompletne i waleczne armie. Natomiast wojny z koczownikami miały inny charakter i koszt. Trudno było o łupy jakie zdobywano na Persach, w Italii, Grecji czy Macedonii, rekompensujące choćby częściowy zwrot kosztów wojny. Na ogół łup wojenny pozyskany na koczownikach był, tak naprawdę, odzyskiwaniem zrabowanych bogactw bizantyjskich. Polityczne ich podporządkowanie lub opłacanie się w zamian za odstąpienie od rabunków przynosiło ograniczone korzyści. Przewaga militarna Bizancjum, o ile dowódcy nie popełniali rażących błędów, a okoliczności obiektywne nie kumulowały niekorzystnych następstw, w starciu bezpośrednim była potwierdzana. Kłopot polegał na tym, że zbyt wiele wielkich wojen toczonych w długim okresie, lub prowadzonych równocześnie, nadmiernie eksploatowało zasoby, a jednocześnie komplikowało politykę wewnętrzną. Do VII wieku po Chr. Siły zbrojne oraz biurokracja państwa potrafiły sprostać wyzwaniom, aż do czasu kiedy na południu, za sprawą Mahometa i powołanej przez niego nowej religii islamu, doszło do zjednoczenia plemion arabskich. Część z nich już od stulecia zamieszkiwała tereny w granicach cesarstwa, na południe od Palestyny. Niektóre z nich nawet uznawały zwierzchność władzy politycznej cesarzy, a ich pobratymcy ograniczali swe wypady w głąb państwa, w zamian za haracz, jaki wypłacali im urzędnicy bizantyjscy. Uderzenie oddziałów arabskich koczowników, wyprowadzone z tak wielu różnych kierunków doprowadziło do utraty wszystkich prowincji – od Damaszku po Egipt. Zwyciężanie poszczególnych armii plemion arabskich nie dawało oczekiwanych rezultatów, gdyż rozbite oddziały, w szybkim tempie zbierały się na nowo, szybko odzyskując siłę i inicjatywę operacyjną. Tymczasem wojska Bizancjum nie były w stanie reagować na zmieniającą się błyskawicznie sytuację militarną, tracąc bezpowrotnie inicjatywę strategiczną. Arabowie unikając walnych starć, zajmowali prowincję po prowincji, zadali straszliwy cios cesarstwu zajmując Jerozolimę. Co prawda na krótko, w X wieku po Chr., Jan I Tzimiskes odzyskuje Palestynę, ale wojny Fatymidów z Persami dość szybko doprowadzają do zaprowadzenia porządku na ternie dawnej Mezopotamii. Wojujące strony dokonują pomiędzy sobą podziału politycznego i terytorialnego w dotychczasowych bizantyjskich prowincjach. Arabowie znów panują w Jerozolimie. Wojny z islamem w VII wieku po Chr., prócz utraty życiodajnych terytoriów, stwarzających przewagę strategiczną i ekonomiczną na pomoście pomiędzy Bliskim Wschodem, Egiptem, Półwyspem Arabskim a Azją Mniejszą, doprowadziły do wyniszczającej wojny domowej Bizancjum, która ostatecznie wyczerpała Imperium Graecorum ideowo, moralnie, politycznie i materialnie. Wojna ta doprowadziła w swym ostatecznym rachunku do wewnętrznego tragicznego rozdarcia na stulecie. Leon III, po wcześniejszym usunięciu patriarchy Germanosa przeciwstawiającego się reinterpretacji panującej dotąd ortodoksji, wprowadza Ikonoklazm. Istota tego sporu, wręcz tragicznej wojny domowej, nie dotyczyła jakiejś mało istotnej kwestii teologicznej, ale jednej z zasadniczych, związanych z wiarą we Wcielenie. Powodem był powrót do wydawałoby się rozstrzygniętego sporu o to, czy Bóg Wcielił się jako Syn Boga w ciało człowieka?

Generalnie dyskurs sporu obracał się wokół świętych obrazów, szczególnie ikon, więc pozornie bezpośrednio nie dotykał tego twierdzenia. Zwolennicy ikonoklazmu zarzucali dotychczasowej tradycji i praktyce religijnej bałwochwalstwo, a więc obrazę Boga przez złamanie pierwszego przykazania „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną”, rozumiejąc, że otaczanie czcią ikon jest ich uwielbieniem, a ono jedynie przynależy Bogu Stwórcy. Pozytywistyczne interpretacje tego sporu zazwyczaj nie doceniają jego wagi, a przecież powróci on z całą mocą w łacińskiej Europie za sprawą Reformacji. W konsekwencji będzie przetwarzać kulturę łacińską w zachodnią. Warto tu przywołać Martina Heideggera, który nie należy, ak wiemy, do myślicieli chrześcijańskich, wręcz przeciwnie, w swej pracy, a w szczególności we wczesnych wykładach z lat 1920–1921, przeprowadza analizę Listu św. Pawła do Galatów i Tesaloniczan, zajmując się fenomenologią religii, badając właśnie wątek Wcielenia, ale w innym odniesieniu niż rozpatrywane powyżej zagadnienie. Zakwestionował on rzeczowe, tzw. religioznawcze podejście do rozpatrywania i badania religii. Waldemar Linke, w artykule „Martin Heidegger i jego czytanie Biblii. Fenomenologiczne lektury Listów św. Pawła”, przywołuje pogląd Heideggera, że on „… chce przyjąć za punkt wyjścia to, co określa jako »faktyczne doświadczenie życiowe«. […] Poszukiwania Heideggera mające uprzystępnić jego myśli to przedsięwzięcie o charakterze hermeneutycznym, bowiem: »wszystko czego doświadczamy w faktycznym doświadczeniu życiowym, ma cechę znaczeniowości […]. W formie znaczeniowości, która określa treść samego doświadczenia, doświadczam siebie samego w faktycznym doświadczeniu życiowym«. Szuka języka źródłowego, którym nie może być ujęcie esencjonalistyczne, rzeczowe. Życia nie można opisać irracjonalnie, a nie stosują się do niego dialektyczne kategorie opisujące pojęcia rzeczowe. […] Dlatego wiąże założenia hermeneutyczne z układem motywacyjnym, któremu przypisuje charakter źródłowy. […] Postulat, który steruje czytaniem Listu do Galatów przez Heideggera, jest zapisane przez niego zdanie: »w Liście do Galatów najpierw: wydobyć w rozumieniu kierunek sensu, archontyczna, fenomenologiczna dynamika podstawowa […]«. Sama propozycja odczytania jest konsekwentną próbą realizacji tego zamierzenia. Opiera się ona na zestawieniu ze sobą dwóch form zbawienia czyli życia: wiary i Prawa cechujące się całkowitym zerwaniem ciągłości między nimi […]. Jednym z kluczowych terminów uważnie potraktowanym przez Heideggera jest termin aiōn (świat), rozumiany nie jako arena, na której dokonują się działania osobowych podmiotów, ale jako czynnik aktywny wobec podmiotu budującego swą chrześcijańską świadomość. To wobec niej, poprzez zaznajomienie się z nią, podmiot zaczyna funkcjonować w uniwersum dynamicznych znaczeń, doświadcza podmiotowo znaczeniowości tak owego świata, jak też w konsekwencji własnego istnienia […]. To „świat”, który jest w odbiorze Pawła w momencie krytycznym: zwrotu wywołanego śmiercią Chrystusa […], co kończy epokę Prawa. Świat ten jest rzeczywistością życia rozumianego jako egzystowanie […]. Epoka Prawa jest przemijająca w sensie dynamicznym, co Paweł ma przeżywać jako dowód do intensywności doświadczenia czy tez lepiej – doświadczenia intensywności. Epoka Prawa nie jest bowiem zamknięta, lecz obecna […], a Paweł tworzy w swym doświadczeniu rzeczywistość nową”[8].

Mamy tu próbę uchwycenia sensu kategorii abstrakcyjnej, niemierzalnej i niepraktycznej, pozarozumowej, osadzonej w emocji dotknięcia Tajemnicy, za sprawą osobistego doświadczenia. Przykład ten został przywołany dlatego, że dość powszechnie w różnych opracowaniach i wyjaśnieniach gubi się wpływ subiektywnej rzeczywistości i doświadczenia lub celowo się je pomija, bądź psychologizuje, by w istocie je odrzucić, te indukcje, wynikające z osobistego przeżycia, a zmieniające świat w stopniu niespotykanym, ani w innych kulturach, ani na innych kontynentach, zanim nie nadeszła westernizacja świata, m.in. za sprawą owego Listu i jego autora. A jeżeli odnosimy owo doświadczenie do jednostki, to oznacza obecność tego doświadczenia również we wspólnocie, przez co wpływa na przetworzenie poprzedniego stanu polityczności w nową. Natomiast moment przetworzenia w relacji społeczno-politycznej, kulturowej dokonuje przeobrażenia rzeczywistości poprzez wzajemne tarcie idei w relacjach konkretnej społeczności. Stwierdzić więc należy, że traktowanie religii, w ogóle wiary, jako struktury niemierzalnej i subiektywnej, jako oderwanej od życia i niemającej większego wpływu na historię, szczególnie polityczną oraz praktykę ekonomii – jest wielkim błędem poznawczym. Niestety, przez wielu badaczy różnych dziedzin, głównie humanistycznych, ale też społecznych i ekonomicznych, ta prawda o nas – ludziach, jest pomijana i siłą rzeczy traktowana jako mało znacząca, co skutkuje wypaczeniem, a zarazem niemożnością zrozumienia fenomenu „wiekuistego człowieka”, za to oddaje nas bezkrytycznie we władanie ekonomii władzy. Dowodem na to może być większość monografii historycznych, a w szczególności historii ekonomii i innych nauk społecznych, ale jest to odrębne zagadnienie, gdyż ma w sobie głęboko zaszyte ideologie, mody i prymat bieżącej polityki nad poznaniem. Jednym słowem fenomeny religijne lub szerzej – ideowe, robią wrażenie zbytecznych i przypadkowych. Nie dotyczy to rzecz jasna idei postępu społecznego, liberalizmu i marksizmu. Tymczasem ikonoklazm, stanowi obok innych jeszcze bardziej wymownych przykładów, o których już wcześniej była mowa, ważny dowód. Pomiędzy 717 a 718 rokiem po Chr. Arabowie oblegają bez sukcesu Konstantynopol. Wcześniej podbili Ziemię Świętą. Te dramatyczne wydarzenia okupione wielkim, ale bezowocnym wysiłkiem nakazują zastanowić się, czy w dalszym ciągu wschodni Rzymianie mają nad sobą opiekę Opatrzności. Jak wiadomo zdobycie Jerozolimy przez Arabów nie skończyło się likwidacją tamtejszego Kościoła, a Patriarchat Jerozolimy mógł w ograniczonej skali, wciąż pełnić swą posługę. Pogromy i prześladowania zdarzały się zazwyczaj, kiedy wojska Bizancjum operowały w Palestynie lub w sąsiednich prowincjach. Musiało więc dojść do zawiązania się nowych relacji, a w konsekwencji do dysput teologicznych między katolikami a muzułmanami. Jak wiemy, „Tora” w islamie jest wyjściem do wielu interpretacji koranicznych. Ona zaś, za sprawą Prawa Mojżeszowego zakazywała oddawania czci Bogu za pomocą wizerunków i rzeźb. Natomiast teologia katolicka ten zakaz znosiła za sprawą Wcielenia Boga, i zgodnie z tym, że „stary człowiek „umierał”, gdyż przez chrzest rodziło się nowe stworzenie w Jezusie Chrystusie, stąd stare Przymierza nie dotyczą „odrodzonych w Chrystusie”, co zostało wykazane powyżej za pomocą interpretacji Martina Heideggera, wroga chrześcijaństwa. Dlatego ikonoklazm zawierał w sobie tak wielką energię sporu uwikłaną w wewnętrzne i zewnętrzne konieczności polityczne. W związku z tym, że w cesarstwie trwają bunty, a władza cesarska przechodzi z rąk do rąk za sprawą armii, chaos rozlewa się na wszystkie egzarchaty. Tylko pomiędzy 695 a 717 rokiem po Ch., rządziło Wielkim Pałacem aż siedmiu cesarzy, czego oczywistym skutkiem musiały być seryjne zwycięstwa, tak Arabów jak i Bułgarów. Dopiero Leon III, uzurpator, wódz Anatolikonu, odrzuca armie islamskie spod murów stolicy, doprowadzając uprzednio do zakończenia wojny domowej pomiędzy temami. W tym czasie mieszkańcy poszukując odpowiedzi, w jaki sposób doszło do tych straszliwych plag, skłonili się ku poglądowi, który od Żydów za sprawą Mahometa, a on za Torą, uznał, że modlitwa przed św. Obrazem jest grzechem bałwochwalstwa. Rozmiary i tempo zwycięstw wojsk mahometańskich skłaniały do założenia, że obserwacja ta ma uzasadnienie w klęskach Bizancjum. Leon III, dość skwapliwie z tego skorzystał, gdyż dostrzeżenie rzeczywistych przyczyn następujących po sobie katastrof bizantyjskich, kosztowałoby go utratę władzy, a Bizancjum ostatecznie padłoby pod ciosami najeźców z południa i północy. Objęcie władzy przez Leona III nastąpiło na sutek zawarcia porozumienia pomiędzy nim a patriarchą Germanosem. Zwolennicy cesarza dążąc do poszerzenia władzy stronnictwa cesarskiego wykorzystali ten newralgiczny moment na przeprowadzenie intrygi politycznej, wikłającej monarchię w stuletni bratobójczy konflikt, w którym nie tylko doszło do zniszczenia wielu bezcennych ikon, ale przede wszystkim do przelania morza krwi, a zaufanie wobec władzy i opieki bazyleusa zostało nadwyrężone do tego stopnia, że niektórzy, głównie wschodni egzarchowie zaczęli dążyć do budowy swych domen dynastycznych niezależnie od woli Wielkiego Pałacu. Podobnie jak parę wieków później o przebiegu sporu religijnego nie zdecydowały ostatecznie względy religijne, a konkretne decyzje polityczne biorące w polityczny jasyr chwałę Pankratora, tym samym przekreślając dotychczasową jedność wspólnoty. W okresie po ikonoklazmie władza monarsza wciąż jest słaba, a jej sprawczość nieustanie kwestionowana od wewnątrz i z zewnątrz. Dopiero 843 cesarzowa Teodora znosi ikonoklazm, a Rusini przyjmują chrzest. Jest to moment ostatniego odrodzenia cesarstwa trwający ponad sto lat, z toczącymi się jedna za drugą zwycięskimi kampaniami oraz przezwyciężaniem kolejnych spisków politycznych. Symboliczny jest koniec tych zwycięskich kampanii, gdyż ich kres następuje w znamiennym dla historii Polski roku 1025. Aby mgło dojść do odrodzenia, Bazyli II musiał doprowadzić do ujarzmienia wschodnich diuków, wodzów wschodnich temów, w wielu domowych wojnach. Ikonoklazm doprowadził do zerwania spójni cesarstwa, jego wspólnoty, pogłębił podziały pomiędzy wspólnotami kościelnymi, zaszkodził aleksandryjskiemu patriarchatowi, który musiał samotnie stawiać czoła fatymidzkiej niewoli i dzieleniu się, za sprawą powracających herezji. Jedność polityczną Bizancjum również podważały rządy wodzów temowych i innych urzędników w dalekich, głównie wschodnich egzarchatach, ale niestety historia za sprawą Mahometa, już rozdała karty na następne dwa stulecia. Przyglądając się tej wspaniałej historii, należy poczynić kilka uwag. Z punktu widzenia skuteczności polityki zagranicznej trudno tu o znalezienie bardziej wyrazistego przykładu efektywnego działania na tle epoki, biorąc pod uwagę choćby okoliczności geografii politycznej w tej tysiącletniej epopei. W polityce wewnętrznej uwzględniając dramatyczne zmiany akcji i co najmniej trzykrotne odrodzenie na skalę w ówczesnej Europie nieznane, trudno o podobny przykład. Np. stare cywilizacje Chin i Indii korzystają ze swoistej premii geograficznej i demograficznej do dziś. Miarą oceny powinno być również uwzględnienie tego, jaki długi cień rzuca Bizancjum na historię wieków, które nadeszły po jego spektakularnym zejściu ze sceny dziejów. „Część instytucji Konstantynopola wraz z chrześcijańską obsadą przetrwała aż do XIX wieku, w niektórych państwach i dłużej, a kościoły, wspólnoty wiernych istnieją do dziś mimo zdobycia Konstantynopola w pamiętnym roku 1453 po Chr., poprzedzonego przejściem przez miasto zarazy, a wcześniej kilkudziesięcioletniej okupacji łacińskiej, która niestety równie mocno co arabscy i tureccy zdobywcy przyłożyła rękę do upadku cesarstwa. „Kiedy Arabowie przejęli władzę w Egipcie, funkcjonowanie maszynerii państwowej (zwłaszcza fiskusa) pozostawili Koptom. Nie zmieniły tego okresowe prześladowania. W grupie rządzącej Egiptem znaleźli się bogaci i wpływowi dostojnicy koptyjscy, szybko ulegający arabizacji. To oni negocjowali warunki kompromisów pomiędzy Arabami a patriarchami, wspomagali kościoły i klasztory. Mieli też wiele do powiedzenia w sprawach wewnątrz kościelnych (aż po wiek XIX!). Ich rola w systemie podatkowym owocowała powszechną nienawiścią. Od czasów panowania Bahri Mameluków w Egipcie (1250–1390) atak na koptyjskich notabli stanowił często początek antykoptyjskich zamieszek. Mimo okresowych lokalnych prześladowań, nacisku fiskalnego, krótkotrwałych szczęśliwie, rozporządzeń antykoptyjskich (zakaz budowania a nawet odnawiania kościołów, ostentacyjnego kultu, ograniczenia w dostępie do niektórych zawodów) wieki panowania Fatymidów (969–1171) i Ayyubidów (1171–1250) były okresem względnego dostatku, także dla Kościoła. Zaciekłe prześladowania mniejszości religijnych prowadzone z inicjatywy fatymidzkiego kalifa al-Hakima (996–1021), człowieka gwałtownego i niezrównoważonego (niebezpiecznego także dla członków swego muzułmańskiego otoczenia), były całkowicie wyjątkowe. Sytuacja ta uległa zmianie w połowie XIII w., rozpoczęła się trwająca długo, bo do drugiej połowy XIX w., era nietolerancji i ucisku dla wszystkich mniejszości religijnych”[9]. Kultura Bizancjum przetrwała w Egipcie, choć musiała ograniczyć się wyłącznie do świątyń i zachowania rodzinnych tradycji. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, który również odnajdujemy pod rządami sułtanów osmańskich, że również oni zatrzymali bizantyjskich urzędników jeszcze na całe stulecia.

Prawa i struktura administracyjna również bardzo powoli przeobrażała się z bizantyjskiej w Turecką, czy arabską. Postępy w islamizacji, wraz z kolejnym stuleciem, na całym Bliskim Wschodzie i Azji Mniejszej nieustanie pogłębiają się. Zmieniając dotychczasową większość chrześcijan, poddanych cesarzy w wiernych wyznawców islamu. Nowe byty polityczne, państwa sukcesyjne, by mogły panować nad zdobytym terytorium i zamieszkałą tam ludnością, nie mogły obyć się bez kultury organizacyjnej pokonanego Bizancjum. Jednocześnie skok cywilizacyjny koczowniczych ludów tureckich i arabskich po dokonanej absorpcji osiągnięć w zakresie kultury organizacyjnej podbitego Bizancjum, nie był w stanie sięgnąć po dorobek naukowy uczonych bizantyjskich. Westernizacja nowego wschodu wraz z upływem czasu nieustanie się cofa. Persowie jako pierwsi po pokonaniu sukcesorów Aleksandra Wielkiego „cofnęli” hellenizację zachodniej Presji. Tureckie panowanie, szczególnie po przejściu Turków na islam, nasiliło zacieranie śladów epoki helleńskiej i bizantyjskiej. Ciekawym zagadnieniem jest to, dlaczego za przykładem Greków i Bizancjum nie poszły kultury mające swój początek w cywilizacji mezopotamskiej, która miała wysokie osiągniecia w zakresie nauk matematycznych, w tym astronomii, gdzie funkcjonowała rozwinięta gospodarka, handel i rzemiosło (również metalurgia). W istocie niczego od siebie nowego nie dodały w złotych wiekach panowania nad Lewantem. Liczby naturalne i proste działania matematyczne wywodzące się z miary i wagi, z obliczania zasobów magazynowych, geodezyjnych oraz umiejętności szacowania wartości pieniądza oraz jego przewalutowania, znajomość systemów dziesiętnych, głównie w zakresie wojskowości i podatków, nie stały się impulsem do dalszego rozwoju matematyki. Mało tego, dlaczego nie sięgnięto po zdobyty zasób, po nową wiedzę, skoro uznano implementację obcych systemów podatkowych i administracyjnych za praktyczną,? Dlaczego w miarę upływu czasu te systemy nie zostały rozwinięte i unowocześnione? Rozwój świata bez matematyki napotyka na istotne ograniczenia i niemożności, gdyż jest on z natury matematyczny. Ten matematyczny aspekt świata musi zostać odkryty, by móc rozwinąć umiejętności, choćby w zakresie panowania nad ogniem, czasem i przestrzenią. Być może odpowiedzi na te pytania udziela Augustyn z Hippony oraz Maksym Wyznawca. „Traktat o Trójcy” stał się jednym z głównych (obok problemu łaski) przedmiotów teologicznych zainteresowań (Augustyna z Hippony p.a.). U Arystotelesa substancja jest podstawową kategorią ontologiczną. Wszystko, co istnieje, jest „zakorzenione” w substancji. Relacja jest przypadłością (więc jest ontologicznie wtórna) i może istnieć między substancjami. Augustyn podniósł relację do rangi podstawowej kategorii ontologicznej: relacje konstytuują Boskie Osoby, które substytuują w jednej Substancji. Pogląd Augustyna był więc czymś w rodzaju kompromisu pomiędzy ontologią substancji i ontologią relacji. A więc substancja zachowuje swój prymat w stosunku do relacji. Przypomina to doktrynę Plotyna, według którego Bóg istnieje w trzech Hipostazach: Jednia, Boski Intelekt i Dusza Światła. Dalej poszli ojcowie kapadoccy (Bazyli, Grzegorz z Nazjanzu, Grzegorz z Nyssy, Amfilochius z Ikonium). Według nich relacje konstytuują Trzy Boskie Osoby, ale jako osoby są one w pełni integralne. Substancja nie ma już ontologicznego prymatu w stosunku do osób. Troistość jest tak samo pierwotna jak Jedność. […] Ideę tę rozwinął Maksym Wyznawca, teolog i mistyk z VII wieku. Jego zdaniem nie ma „nagiej substancji”; wszystko co istnieje, posiada dwa pierwiastki: logos i tropos. Dzięki troposowi rzeczy się zmieniają, wchodząc w coraz nowe relacje z innymi rzeczami. Dzięki logosowi, mimo tej ustawicznej, sięgającej ich wnętrza zmienności, zachowują swą identyczność. Czas i przestrzeń nie są czymś zewnętrznym w stosunku do rzeczy; są aspektami dynamicznej gry, w jaką rzeczy są uwikłane. Nie trzeba dodawać, że te kosmologiczne rozważania są u Maksyma od początku uwikłane w teologię”[10]. Dotykamy tu sedna.

Teologiczne poszukiwania odpowiedzi na zagadki jakie niesie ze sobą chrześcijańska, a ściślej katolicka teologia i z niej wynikające nauczanie zderzające się z ziemską rzeczywistością rozwija nie tylko ją samą, ale w niemniejszym stopniu prowadzi do rozwinięcia nowej wiedzy. Interesujące jest prześledzenie wędrówki od mitologii sumeryjskiej, której zawdzięczamy pierwsze podstawowe analizy teologiczne, budującej kulturę Mezopotamii, gdzie również magowie dążyli do zrozumienia otaczającego ich świata. Owe pojmowanie świata nadprzyrodzonego za sprawą Abrahama wywodzącego się z chaldejskiego Ur, przez Torę, do Jezusa Chrystusa, wiedzie największa w dziejach inspiracja, która w zderzeniu z hellenizowaną filozofią grecką, wytwarza rezultaty przekraczające horyzonty katolickich odkrywców Nowego Świata. W tym należy upatrywać zasadniczą różnicę nie tylko pomiędzy Bizancjum a Persją czy islamem. Umiejętność posługiwania się liczydłem, nawet w sposób bardzo biegły, nie koniecznie prowadzić musi do wynalezienia kalkulatora, czy opisania przestrzeni Hilberta, skoro ten system się sprawdza w praktyce. Konkurencja też ma niewiele do powiedzenia. Owe badania teologiczne nie wynikały z potrzeby sprostania jakiejś konkurencji, ale z potrzeby odkrycia Prawdy. Z tej indukcji rodzi się wyobraźnia matematyczna, cyrkulacja indukcyjna, która prowadzi do zdobywania wiedzy w danym momencie nie praktycznej a teoretycznej. Za to praktycznym osiągnięciem staje się odkrywanie nowych metod rozumowania i badania. Tworzenie syntez pomiędzy poszczególnymi, często odległymi dziedzinami, które odpowiednio skojarzone potrafią stworzyć np. rachunek prawdopodobieństwa, choć jeszcze nie w czasach panowania bazyleusów.

Cywilizacja Bizancjum w poszukiwaniu Prawdy władającej światem zrodziła wysokozaawansowaną kulturę teologiczną, a ona twórczo rozwinęła kulturę organizacyjną, która ujawniła siłę sprawczą nowego suwerena. Suwerena, którego osiągnięcia, sukcesy, miraże siły i potęgi oraz klęski, odcisnęły piętno na większości swych sąsiadów, nawet po swej politycznej śmierci. Nie chodzi wyłącznie o prawosławną Rosję, ale w dużej mierze o łacińską Europę. Wojny wodzów bizantyjskich z dżihadem, dążącym w VII wieku po Chr. do zbudowania islamskiego kalifatu nad całym Mare Nostrum, zniweczyły ten zamiar. Łacińska Europa nie była wówczas gotowa do świętej wojny z islamem. Monarchia Karola Wielkiego, elita początków średniowiecznej Europy, przez cały okres bizantyjski czerpała inspiracje i konkretne rozwiązania z różnych dziedzin, także w zakresie teologicznym, nawet wówczas kiedy reprezentowała odmienny lub przeciwny pogląd, a w swej polityce ustrojowej tworząc lenno, jako zachodni odpowiednik bizantyjskich temów, docenienia wartości solidnej waluty, znaczenia i siły majestatu królewskiego, stosowania w wojnach i bitwach wiedzy operacyjnej i taktycznej, inżynierii pola walki, ciężkozbrojnych kopijników lub budowy twierdz i miast warownych. Europejski etos rycerski również zrodził się u progu Grobu Pańskiego za sprawą rycerzy bizantyjskich i zakonnych templariuszy, joannitów a wraz z nim, kodeks walki za Boga i Króla, bez którego ujawnienie się ukrytej w polityczności wspólnoty, idei racji stanu, a których próżno szukać w innych nie europejskich a zasiedziałych od tysiącleci kulturach i cywilizacjach. Patriotyzm/ nacjonalizm był tam nieobecny aż do momentu spotkania się z Zachodem. Dalego nieliczni Brytyjczycy, Holendrzy oraz Francuzi mogli podbić Indie i Chiny. Przywołując na chwilę autorów „kanonicznej” książki „Dlaczego narody przegrywają”, należy stwierdzić, że w ponad tysiącletniej historii Imperium Graecorum, tzw. instytucje z różnych powodów podległy zmianom. Inne były na początku w IV i V wieku po Chr., inne zrodził kanon średniowiecza. Część z nich, o czym była już mowa, została przejęta przez islamskie państwa sukcesyjne, więc ich jakość została tym sposobem potwierdzona, ale śledząc zwroty akcji i rejestrując fakty, jak często centrum polityczne nie było w stanie okazać swej sprawczości, należy stwierdzić, że właśnie za sprawą swej kultury i wyjątkowej wspólnoty, idee bizantyjskiej polityczności spojone wspólną wiarą były w stanie wytrwać, aż do ostatniego cesarza, który życie oddał na murach konającego miasta. Kultura Bizantyjska nie wypaliła się, lecz została militarnie i politycznie zmiażdżona. Mimo to jej siła przetrwała do XXI wieku po Chr. być może dzięki temu, że wciąż znajdując się pod arabską i turecką okupacją, ku chichotowi historii może przeżyć tę już postzachodnią, w gruncie rzeczy obecnie już jedynie atlantycką kulturą w Europie.

Góra Megiddo

Cuda bizantyjskie, wbrew czarnej legendzie, nie skończyły się wraz ze zdobyciem Konstantynopola przez Turków. Należy z tej wielości rzeczy dokonanych a wciąż do dziś obecnych, żywych i inspirujących przywołać trzy najważniejsze, każde z innej dziedziny. Pierwszym jest już opisywana bazylika Mądrości Bożej, znów w roku pańskim 2020 przemianowana na meczet przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana. Świątynia, która stała się dla islamu, kultury łacińskiej i prawosławia wzorem Domu Bożego, a której piękno, majestat i chwała wyrażona wobec Boga Stwórcy wywołuje wrażenie nawet na bezbożnych. Bazylika Świętego Pawła w Watykanie jest teologicznym i architektonicznym hołdem złożonym budowniczym Hagii Sofii, sukcesją poprzez kulturę żywej wiary w Boga Wszechmogącego. Znamiennym jest przywrócenie obecnie tej świątyni islamowi. Decyzja prezydenta ma wielkie znaczenie dla wszystkich wyznawców proroka Mahometa, niezależnie, czy przynależą do obrządku szyickiego, czy sunnickiego. W państwach atlantyckich w dobie narastającej sekularyzacji obóz rządzący w Stambule wysyła znaczący komunikat wobec świata. Muzułmanom oznajmia, że Turcja wraca na drogi Mahometa, odwraca się od westernizacji, nie chce już być częścią świata atlantyckiego, ma zamiar podążać drogą przodków. Wymowa tego symbolu jest równocześnie poparta lub raczej wynika z faktu dziejącego się od ponad trzech dekad nad Bosforem, powrotu młodych w tym kobiet, ze środowisk akademickich i klasy średniej do tureckiej identitas. Turcja odradza się odrzucając postzachodnią drogę nihilizmu. Czy i ona zdaniem pani ambasador Mosbacher jest „po niewłaściwej stronie historii”?

Przykład drugi. Doktor Kościoła Orygenes i jego teologiczne rozważania, które stały się istotnym przyczynkiem do rozwoju astrofizyki, budulcem do tworzenia przez następnych wielkiej wiedzy o wszechświecie, choć wciąż niekompletnej, pełnej dziur i niespójności, ale wiedzy dającej do tej pory przewagę, jeden z fundamentów tworzenia się Zachodu, Zachodu, który narzucił kierunek światowej zmiany dziejów. Orygenes nie był jedynym z całej plejady katolickich uczonych w piśmie, świętych i mistyków przypisanych Bizancjum. Teologia, która rozwija matematykę daleko poza jej praktyczną użyteczność, by również odkryć matematyczne reguły rządzące muzyką, dzięki czemu powstaje orkiestra symfoniczna i opera, jako szczytowe osiągnięcia na poziomie globalnym świeckiej kultury Zachodu. I jest jeszcze inny wymiar prócz tych do dziś żywych i obecnych a mający swe niewątpliwe źródła w Imperium Graecorum, Św. Szarbel. Urodził się w 1828 roku po Chr. w rodzinie chrześcijańskiej zamieszkałej w Bekaa kafra w północnym Libanie. 9 października 1977 roku po Chr. papież Paweł VI kanonizował ojca Szarbela. Za sprawą cudów jakie dokonują się za pośrednictwem świętego na całym świecie wiara, w regionie ale też w innych miejsca wzrasta i umacnia się. Do grobu świętego pielgrzymują wschodni i zachodni katolicy, ale też muzułmanie. Natomiast, jak wynika z ostatnich doniesień z wciąż krwawiącego Lewantu istnieją i takie świadectwa, które mówią o licznych, czasem grupowych nawróceniach na katolickie wyznania wśród muzułmanów.

Na koniec została historia góry Megiddo, która jest obecna w kulturze, symbolice i teologii pod pojęciem Apokalipsy i Armagedonu. To nieustająca teofania. „Runęła, runęła wielka Babilonia, która odurzającym winem swej rozpusty utopiła wszystkie narody”[11]. Armagedon dla Bizancjum stał się rzeczywistością, a początkiem były przegrane kampanie w VII wieku p. Chr. i oddanie Ziemi Świętej. Po czym nadeszła Apokalipsa pod postacią ikonoklazmu. Kościoły Bizancjum, tak jak Kościół Rzymski, znały Apokalipsę św. Jana, znali ją kapłani, uczeni w piśmie i cesarze oraz lud Boży, badali ją ojcowie greckiego kościoła, a mimo to nie umieli się oprzeć pokusie, by ją od siebie odsunąć. Góra Megiddo, Har – Magedon i przylegająca do niej dolina Jezreel, leżą u stóp Apokalipsy, u źródeł Objawienia. Nie zostały one wymyślone, jak tego chcą racjonaliści, specjaliści od zdrowego rozsądku i naukowego dowodu, ani tym bardziej historie, które tam się wydarzają od tysiącleci, nie zostały zmyślone. Tu od czasów najdawniejszych, jak podają źródła, od Tutmozisa III i Gedeona, Saladyna i Napoleona po czasy współczesne toczy się ukryta i jawna wojna. To tu, według objawienia św. Jana, ma dojść do ostatecznej rozprawy w krwawej bitwie, w której anielskie hufce prowadzone przez Jezusa Chrystusa zetrą się z hordami szatana. To tu Babilon zostanie ostatecznie pokonany.

To miejsce na mapie jest jak najbardziej rzeczywiste i zapewne w dużej mierze wygląda jak przed tysiącami lat. Miejsce, gdzie król północy toczył po wielokroć starcia z królem południa, a odnoszone zwycięstwa wiatr rozwiewał niczym piasek na pustyni. Z wodzów zwycięskich czynił niewolników, bądź strącał w przepaść zawiści i zdrady. Hańba zwyciężonym i śmierć zwycięzcom, śmierć Babilonu, ale zanim ona nastąpi grzech przemienia ludzkie sumienia. „Bądź czujny! Umocnij też innych, którzy są bliscy śmierci. Nie uznałem bowiem twoich czynów za doskonałe przed moim Bogiem. Przypomnij więc sobie, co otrzymałeś i usłyszałeś. Przestrzegaj tego i zmień swoje postępowanie! Jeśli nie będziesz czuwał, przyjdę jak złodziej. Nawet nie będziesz wiedział, o której godzinie do ciebie przyjdę”[12]. Tak nas napomina Anioł. Bądź wierny aż do śmierci. Te słowa są skierowane do wszystkich, więc i do nas, choć ta bitwa nie zostanie stoczona w konkretnym miejscu na mapie, ale w przestrzeni naszych sumień i wierności Bogu. Wiatr, wiatr ze wschodu woła Wieczność grzmotem wodospadu. Nie czekaj, Apokalipsa nie nadejdzie,

Ona już trwa, dzieje się w nas.

Pobyłkowo Małe 2020

 

[1]  J. Herrin, Bizancjum. Niezwykle dziedzictwo średniowiecznego

imperium, Poznań 2018, s. 376.

[2]  D. Acemoglu, J.A. Robinson, Dlaczego narody przegrywają Źródła władzy, pomyślności i ubóstwa, Poznań 2014, s. 64

[3]  D. Acemoglu, J.A. Robinson, Dlaczego narody…, dz. cyt.,s. 72.

[4]  J. Romane, Tryumfujące Bizancjum. Historia militarna Bizantyńczyków w latach 959–1025, Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2019, s. 8

[5]  J. Romane, Tryumfujące Bizancjum…, dz. cyt., s. 183.

[6]  J. Romane, Tryumfujące Bizancjum…, dz. cyt., s. 183

[7]  J. Herrin, Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego imperium, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2018, s. 208.

[8]  W. Linke CP, Martin Heidegger i jego czytanie Biblii. Fenomenologiczne lektury Listów św. Pawła, https://teologiapolityczna. pl/waldemar-linke-cpmartin-heideg ger-i-jego-czytanie-biblii-fenomenologicznelektury-listowsw- pawla-1 (dostęp: 2020-11-30).

[9]  E. Wipszycka, Chrześcijaństwo starożytnego Egiptu, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 2018, s. 201.

[10]  M. Heller, Bóg i geometria. Gdy przestrzeń była Bogiem, Copernicus Center Press, Kraków 2016, s. 114, 116.

[11]  Apokalipsa św. Jana. Zapowiedź godziny sądu 14.8 [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Edycja  Świętego Pawła, Częstochowa 2013, s. 1812

[12] Apokalipsa św. Jana. List do Kościoła w Sardes 3.2,3 [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo